Strona:Rusini (Abgarowicz).djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Poezye moje zna, bo sam zaczął o nich mówić i zastałem w jego gabinecie jeden egzemplarz rozcięty i przeczytany, przerwał zaperzony i chwytając piersiami pospiesznie powietrze, bo oburzenie przez chwilę oddech mu zatamowało. Uspokoiwszy się wreszcie, spojrzał na zegarek i chowając go, rzekł do kobiet:
— Już pora obiadowa, a hrabia kazał mi dziś koniecznie stawić się w porę, ażeby mnie z przyszłym uczniem bliżej zapoznać, muszę się spieszyć. Zabawię tu dwa miesiące. Jeżeli nie będę uważany za natręta, to pozwolicie mi państwo przychodzić tu częściej — dawne wspomnienia odświeżyć... odżyć między swoimi.


VI.

Po wyjściu Iwana, ksiądz Bazyli przechadzał się dość długo miarowemi krokami, czoło jego sfałdowało się, widocznie w głębokich myślach był pogrążonym. Dziekanowa i Eufrozyna stały milcząco, jakby w oczekiwaniu, z czem odezwie się wyrocznia rodzinna. Po kilku minutach zadumy, stanął przed córką i patrząc jej badawczo w oczy, przemówił z gryzącą ironią i sarkazmem:
— Ba!... ba!... Pan doktor pragnie wspomnienia odświeżać — wiem, co to znaczy? — Chce wziąć Fruzię i czterdzieści tysięcy guldenów w dodatku. — Cóż moja panna córka na to?... Może ci się ten chłopski syn podoba?
— Mój ojcze! Czyż on ci kiedy mówił, że mnie chce! — odpowiedziała Fruzia, płonąc jak piwonia. — Nie, nie! on tego nigdy nie zrobi. — Nie uczyni mi tej przykrości. — Ja go lubię i szanuję jak brata.
Tyndyryndy Parasiu! — przerwał jej ostro ojciec — otóż właśnie, że ja nie mogę pozwolić na te niby braterskie sentymenty... Piękne mi braterstwo: dwudziesto-dziewięcioletniego doktora filozofii, poety w dodatku, z siedmnastoletnią