Strona:Rusini (Abgarowicz).djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

głodniejszym nawet od starego Hrehora... bo ja dla zarobku nie zdobędę się na pieśń o pryncu Radeckim. Jakie mię losy czekają, nie wiem, ale tą drogą pójść muszę, wstąpiłem już na nią.
Tu wyciągnął z kieszeni ładnie oprawny tomik, który przyniósł z sobą i wręczył go Eufrozynie.
— Przyniosłem wam pierwszy owoc mojej pracy: marzenia i pragnienia duszy poety. Różnie o nim ludzie sądzą. Są to pierwsze dźwięki, rozesłane przez lirnika w świat. Przeczytajcie panno Eufrozyno i powiedzcie, co o tem sądzicie — wiele mi na tem zależy.
— Toś pan sam napisał i kazał wydrukować tę książkę — mówiła panna, wpatrując się w regularne, równe, grażdanką drukowane strofy. — Cóż panu jednak może zależeć na moim sądzie? czyż ja rozumiem się na tem?
W tej chwili drzwi z łoskotem się otworzyły i osoba w podeszłym wieku, ale rześka jeszcze i czerstwa wbiegła do pokoju. Pośpiech, z którym wbiegła, kazał jej widocznie zapomnieć o nieładzie, jaki w jej stroju zapanował. Czepek bowiem biały, duży, przechylił się na lewo i groził spadnięciem, a długi z szarego płótna szarafan był zaledwie w połowie pozapinanym. Nie żenowało jej to widocznie, bo nie zwracając uwagi na te niedostatki, zaraz z progu zawołała wesoło, wyciągając przed siebie ręce.
— Co Iwaś?... Iwaś jest... i mnie dopiero teraz mówicie. Moje kochane dziecko — wołała przyciskając zwiędłe usta do czoła młodego doktora, który pochylił się dla ucałowania jej rąk. — O to mi gość... Iwaś... ale cóż ja stara plotę?.. Co za Iwaś?... przecież to już teraz pan doktor Jan Gudz... Et jakoś niepolitycznie Gudz... Gudz... Możeby ciebie cesarz za twoje doktorstwo Gudzowskim, albo Gudziewiczem przezwał.
— Nie, pani dziekanowo dobrodziejko! — mówił po polsku Iwan — Gudzem już na zawsze zostanę, nie wstydzę się mego chłopskiego nazwiska.
Ale gdzież znowu Gudz... — nie mogła sobie z tem dać rady dziekanowa. — Mniejsza zresztą już z tym Gudzem,