Strona:Rusini (Abgarowicz).djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łecznych? Czyżby było własnością wszystkich ludzi bez różnicy stanu?
Semen znać odgadł moje myśli, bo podniósł nagle głowę i patrząc na mnie mówił, zapalają się swemi własnemi słowami.
— Miłość!... ha! cóż to jest miłość? Jest to cudowny, niezbadany kwiat duszy ludzkiej, który rozkwita tak w cieplarniach społecznych, jakoteż na nizinach, na stepach, na ugorach; a jeżeli jest prawdziwy, to jednaką woń odurzającą posiada. Więcej, lepiej, tkliwiej niż ja kochałem Lizę, nie potrafi kochać nikt na ziemi, ani wszechwładny książę, ani potężny gieniusz; w miłości mojej byłem na wysokości mocarzy i geniuszów świata.
Roznamiętniał się coraz więcej, twarz mu promieniała i słowa płynęły z ust gwałtownie — jak górska kaskada.
— Co to jest miłość? To światło słoneczne duchowej natury; człowiek, który nie zaznał blasku światła tego, nie żył, nie mógł żyć prawdziwie, nie czuł się nigdy zupełnym człowiekiem, wegetował jedynie. A taki zaś, który przyzwyczaił oczy duszy do tego blasku, a później zgaszono mu tę pochodnię, tęskni za jasnością tą i żyje wspomnieniami.
— Gdy jednak błędne ogniki brał za światło prawdziwe? Gdy kometę gonił, myśląc, że to gwiazda stała? — przerwałem zapaleńcowi, sam uniesiony jego słowami i wspomnieniami. — Jeżeli marę uczuć czcił jak prawdziwe uczucie, jeżeli się omylił, to za czem tęskić ma?
— Niech i wówczas nie wyprowadza się z błędu, jeżeli tylko może; po co zabijać miłe wspomnienia? Ja wiem, że miłość opromieniła mi dwa lata życia i zrobiła to, żem dziś człowiekiem, nie bydlęciem; ochroniła moje ciało od zniszczenia, moją duszę od zgnilizny.
Kochałem Lizę — i miłość moja sprawiła, że nie należałem do wybryków, do rozpustnych orgij, w których nurzali się moi koledzy; kochałem Lizę — i uczucie to zmuszało mnie sądzić sprawiedliwie; idee, zamiary i czyny moich towarzyszy; miłość ochroniła mnie od tego, że nie przyznałem