Strona:Rusini (Abgarowicz).djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Serce ciągnęło mnie do tych białych Gedeonowych zastępów, czułem rozpacz w duszy, patrząc na ich pogrom, wrodzone poczucie sprawiedliwości nakazywało mi biedz im na pomoc. — Z drugiej zaś strony oślepiał mię groźny majestat rudego proroka, jego zimna, ironiczna twarz; przestraszała mię jego potęga, przeczuwałem straszny ciężar druzgoczącej wszystko maczugi — i wbrew podszeptom serca przez sen wołałem:
— Siła przed prawem!
Lata płynęły... Coraz bardziej zapominałem o ojcu Gedeonie i o jego naukach, tylko ślepe przywiązanie do matki-Ukrainy i fanatyczna nienawiść do Lachów i Moskali pozostała mi z nauk tych na długo. Uczyłem się tyle, co mogłem, pożerałem chciwie wszelkie nauki, co w połączeniu z protekcyą rudego profesora zapewniło mi świetne świadectwa.
Nauki moje gimnazyalne miały się już ku końcowi, gdy z domu otrzymałem bardzo smutne wieści. Starszego mego brata Daniłę odesłali z korpusu do domu — zgarbionym, złamanym starcem w siedemnastym roku życia, obłęd miał w oczach i drżące członki, śmiał się dzikim, zwierzęcym śmiechem i jadł tak jak zwierzę. Biedny, stary ojciec siwe włosy z głowy rwał i jęcząc mówił, że Bóg go pokarał za to, iż własną krew obcemu bałwanowi na ofiarę rzucił.
Daniło idyotą został — do dziś dnia pomiędzy ludem na Zadnieprzu jako bożyj czołowik żyje i z miłosierdzia ludzkiego korzysta.
Najstarszy Lew w dwudziestym roku życia oficerem został i za Dunaj na wojnę poszedł. Pamiętam go, przed samym wymarszem na Wielkanocne święta do domu na trzy dni przyjechał z rodzicami się pożegnać. Ojciec i matka płakali nad nim, nie dlatego, że szedł na wojnę, bo taka już żołnierska nasza, kozacza dola, ale dlatego, że mowy ojczystej zapomniał, że ze wspomnień naszych, z tradycyi ukraińskiej się śmiał, że miał bez przestanku na ustach słowa o carskiej potędze, o wielkiem powołaniu Rosyi, że śmiał się i naigrawał z bezrozumnych ukraińskich mieezłanji.