Strona:Rudyard Kipling - Zwodne światło.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nym pokoju, który miał odtąd miano pracowni nosić. Wtem posłyszeli pukanie do drzwi Torpenhow’a.
— Oho, któryś z tych durni przychodzi do mnie na kieliszek — zawołał korespondent, i podnosząc głos, zawiadomił, że można go zastać po drugiej stronie.
Domniemany dureń okazał się dżentelmanem lat średnich, w tużurku czarnym o atlasowych wyłogach. Blade jego usta rozchylone były lekko, pod oczami zwieszała się skóra, jak dwa woreczki.
— Słaba wola i słabe serce — myślał Dick, ujmując wyciągniętą ku sobie rękę. — O, nawet bardzo słabe i tchórzliwe usposobienie. Bicie pulsu przyprawia palce jego o drżenie.
Przybyły przedstawił się jako naczelnik Południowego Syndykatu a zarazem „jeden z najgorętszych wielbicieli prac pańskich, mrs. Heldar. Chciałem zapewnić pana, w imieniu instytucyi, iż czujemy się prawdziwymi jego dłużnikami i dlatego to właśnie podwójnie nam miło, iż staliśmy się narzędziem pośredniem pańskiej sławy. Mamy nadzieję, iż nie zechcesz zapomnieć, panie Heldar, że nam to przypadło w udziale przedstawić dzieła pańskie po raz pierwszy szerszemu ogółowi.“