Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ubraniu i moździerzu na głowie, wyprawił się na swój sobotni, wieczorny podjazd przed obiadem.
— Drzwi zamknięte na klucz! Drzwi zamknięte na klucz! — warknął, marszcząc brwi — Cóż to ma znaczyć? I jakiż cel — jeśli mi wolno zapytać — ma to... to dziwaczne przebranie?
— Pantomina, prosz pampsora. Pan rektor dał nam pozwolenie — odpowiedział Ebenezar, jako jedyny w zgromadzeniu uczeń szóstej klasy. Dick IV stał mężnie w dumnem poczuciu dobrze leżących trykotów, ale Beetle starał się ukryć za pianinem. Czarny szlafrok, wypożyczony od matki jednego z eksternistów i pstrokaty bawełniany gorset, niesymetrycznie wypchany papierem, może człowieka ośmieszyć. A i pod innemi względami miał Beetle także nieczyste sumienie.
— Zawsze ci sami! — zaśmiał się King szyderczo — Czcze błazeństwa w chwili, kiedy karjery wasze, jakieby one tam już były, ważą się na szali. Oczywiście! Ach, rozumie się! Stara szajka zatwardziałych grzeszników — sprzymierzone siły anarchji — Corkran...
Niewolnik Lampy ukłonił się grzecznie.
— M’Turk...
Irlandczyk uśmiechnął się
— i, oczywiście, nieoceniony Beetle, nasz kochany Gigadibs.