Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

To też oni mieli się na baczności i uważali tak dobrze, jak to potrafią tylko chłopcy, kiedy chcą komuś dokuczyć. Wyczekali cały przygnębiający tydzień, dopóki Prout i King nie odzyskali poczucia swego majestatu;, wyczekali dzień „mutch’u“ domowego i to swego własnego domu — w którym Prout brał udział; wyczekali wreszcie, kiedy się w pawilonie przygotował do zwycięskiego boju i miał już wyjść. King siedział w oknie, mając zapisywać punkty, zaś nasza trójka usiadła pod oknem na ławce.
A wówczas rzekł Stalky do Beetle’a:
— Czy nie prawda, Beetle, że quis custodiet, ipsos custodes?
— Daj się wypchać! — odpowiedział Beetle — Ja nie chcę z tobą mieć nic prywatnego. Możesz sobie być prywatnym, ile ci się podoba, na drugim końcu ławki. I życzę ci szczęśliwego popołudnia.
M’Tark ziewnął.
— Dobrze, ale powinniście byli przyjść do domku odźwiernego i zobaczyć się ze mną, jak przyzwoici ludzie, zamiast uganiać za swemi — hem — chłopcami wszerz i wzdłuż po mej remizie. Ja myślę, że te wszystkie „matche“ klasowe są do Dunaju. Chodźmy do pułkownika Dabney’a zobaczyć, czy nie złapał znowu jakich kłusowników.
Tego popołudnia radość panowała w Grocie.