Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/295

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

że wszyscy wraz ze mną podziękujecie serdecznie Mr. Raymondowi Martin’owi za miłą pogawędkę, jaką nas zaszczycił.
Do dziś dnia nikt nie wie, jak się to właściwie stało. Rektor zaklina się, że nic podobnego nie zrobił, lub jeśli — to widocznie musiało mu coś wpaść w oko, ale obecni twierdzą, że zupełnie wyraźnie i otwarcie mrugnął jednem okiem po słowie „miłą“. Mr. Raymondowi Martin’owi oklasków nie szczędzono. Jak potem mówił: — „Bez przechwałek, zdaje mi się, że tych parę moich słów przemówiło im do serca. Nigdy jeszcze nie słyszałem, żeby chłopcy tak krzyczeli „hurra!“
Kiedy zadzwoniono na modlitwę, wyszedł, a chłopcy stanęli szeregiem pod ścianą. Rozwinięta flaga wciąż jeszcze zwisała ze stołu. Foxy, wzruszony do głębi wymową Mr. Martina, przyglądał się jej z dumą. Rektor i nauczyciele, którzy stali w głębi estrady, nie mogli widzieć tej jawnej okropności, ale jeden z prefektów wystąpił z szeregu i, zwinąwszy ją szybko, równie szybko wsunął ją w szeregi z floretami.
Jak gdyby pocisnął niewidzialną sprężynę, w tej chwili rozległ się cichy pomruk zadowolenia, który przeszedł w żywe salwy oklasków.
W sypialniach omawiano konferencję. Wyrok był jednogłośny. Mr. Raymond Martin z całą pewnością urodził się w rynsztoku a wychowanie odebrał