Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Wyobraźmy sobie, że jakiś chłopak znajduje drugiego, wyciągającego kopyta na dyfteryt, z gardłem zupełnie zakorkowanem, no i tymczasem choremu chłopcu wbiją taką rurę w gardło, a chłopiec wyssie całą materję — coby pan na to powiedział?
— Hm! — namyślał się Crandall — Ja raz gdzieś o podobnym wypadku słyszałem, ale to był doktór. Zrobił to dla kobiety.
— Ale co, to nie była żadna kobieta. To był tylko chłopiec!
— Tem-ci piękniej. Jedna z najpiękniejszych rzeczy, jakie człowiek może zrobić. Ale dlaczego o to pytasz.
— Nic, tak sobie; słyszałem o jednym chłopcu który to zrobił.
— O, to z niego dzielny chłop.
— A czy panby się tego spietrał?
— Myślę sobie! Każdyby się spietrał. Cóż za przyjemność ni stąd ni zowąd umierać, jakby nigdy nic na dyfteryt...
— No, to żebyście sobie wiedz... A bod... Słuchaj!
Zdanie przeszło w charczenie, bo Stalky wyskoczył ze swego łóżka i wraz z M’Turkem usiadł na głowie Beetle’owi, który omal, że nie wysadził miny w powietrze.
Dzień następny, ostatni dzień nauki, przeznaczony na zupełnie nic nie znaczące egzaminy, roz-