Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dzie się głupiec, na którym się wszystko skrupi. Hallo, Orrin, a tobie kto tak buzię przefasonował?
— To wszystko twoja wina, ty bydlę jedno! Wyście pierwsi zaczęli. Myśmy dostali po dwieście wierszy, a was Kopytko szuka. Popatrz, co ta świnia Malpas zrobiła z mojem okiem!
— Myśmy zaczęli? A to mi się podoba! A któż to nazwał nas obijaczami? Czy twój dziecięcy umysł wciąż jeszcze nie umie się dopatrzeć związku między przyczyną a skutkiem? Kiedyś jeszcze zrozumiesz, że z pracownią N. 5 żartów niema.
— Oddaj mi mój szyling! — rzekł nagle Beetle.
Mimo, że Stalky Prouta za sobą nie widział, odpowiedział natychmiast:
— Ja ci jestem przecie winien tylko dziewięć szóstek, ty stary lichwiarzu!
— Zapomniałeś o procencie! — odezwał się M’Turk — Beetle bierze szóstkę od szylinga na tydzień. Ty musisz być cholerycznie bogaty, Beetle!
— Czekajcież, Beetle pożyczył mi sześć szóstek.
Stalky urwał nagle i udawał, że liczy na palcach.
— To było przecie dziewiętnastego, nieprawda?
— Tak, ale zapominasz, że mi nie zapłaciłeś procentu od tego szylinga; co ci go to przedtem pożyczyłem.
— Ale dałem ci zegarek na zastaw!