Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Otóż mamy! — odezwał się M’Turk — Kara cielesna wywierała na Eryku wpływ jak najgorszy. Nie wywoływała w nim bynajmniej uczucia skruchy i żalu — zapamiętaj to sobie, Beetle — lecz uczucie wstydu i niesłychanego oburzenia. Zgrzytał zębami z gniewu — o, niepoczciwy Eryku! — Weźmy teraz to miejsce, gdzie on idzie pić.
— Zaczekaj chwilkę. Tu jest drugi jeszcze przykład. „Szósta klasa — powiada — stanowi palladjum każdej szkoły publicznej.“ Ale ta hołota — tu Stalky zamknął głośno złoconą książkę — nie może zapobiec temu, żeby ich koledzy nie pili, nie kradli, nie wypuszczali w nocy mikrusów przez okno i — i nie robili, co się im podoba. Psiakrew, co za szkoda, żeśmy nie chodzili do Św. Winifreda.
— Przykro mi bardzo, że chłopcy z mej klasy tak mało interesują się swemi „match’ami!“
Mr. Prout, gdy chciał, umiał chodzić bardzo cicho, co w oczach chłopca nie jest żadną cnotą. Prócz tego otworzył szeroko drzwi do pracowni bez pukania — druga zbrodnia — i przyglądał się trójce podejrzliwie.
— Bardzo mi przykro, że muszę patrzeć, jak gnijecie w swoim pokoju.
— Byliśmy na spacerze zaraz po obiedzie, prosz pampsora — odpowiedział znużonym głosem M’Turk.
„Match’e“ są do siebie podobne jak dwie krople wody, a oni w ostatnim tygodniu zajmowali się przy-