Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dzierał się przez zarośla w stronę Horsebridge; potem już znikł bez śladu. Opowiadam to, com widział na własne oczy.
Dzieci westchnęły głęboko.
— Ale co się stało z nowicjuszem Hugonem? — zapytała Una.
— A z mieczem? — zawtórował Dan.
Puk rozejrzał się po łące, która, chłodna już i spokojna, układała się do snu pod cieniem wzgórza Pook’s Hill. Kędyś nieopodal derkacz ciurlikał wśród pokoszonej trawy, a młode pstrągi w rzeczułce poczęły wyskakiwać nad wodę. Z pomiędzy olszyn wyfrunęła niepewnym jeszcze lotem biała ćma i poczęła krążyć nad głowami dzieci, a wślad za nią równie biały i cichy opar wysnuł się z nad potoku.
— Czy naprawdę chcielibyście wiedzieć to wszystko? — upewniał się Puk.
— Chcemy! Chcemy! — zawołały razem dzieci. — Strasznie chcemy!
— Doskonale. Przyrzekłem wam, że zobaczycie to, co danem wam będzie zobaczyć, i usłyszycie to, co danem wam będzie usłyszeć, chociażby to zdarzyło się trzy tysiące lat temu. Jednakże teraz coś mi się wydaje, że jeżeli natychmiast nie wrócicie do domu, to rodzice zaczną was szukać. Odprowadzę was do samej furtki.
— A czy się znowu pojawisz, gdy my tu przyjdziemy? — zapytały dzieci.
— Oczy-wiście! Oczy-wiście! — odpowiedział