Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się w nich rozmiłował, że zaczął się ubierać tak jak oni. Było to nie gdzieindziej, ale w samej stolicy, w Rzymie! Coś równie niesłychanego, jakgdyby mój rodzony ojciec pomalował się na niebiesko!
— „Mniejsza o stroje!“ rzecze mi na to pater. „One są jeno rąbkiem i pozorem całej sprawy. Niesnaski rozpoczęły się już wtedy, gdy ani ciebie ani mnie nie było jeszcze na świecie. Roma zapomniała o swych bogach i musi za to ponosić karę. Wielka wojna z Malowanem Plemieniem wybuchła w tym samym roku, w którym świątynie naszych bogów uległy zburzeniu. A gdy świątynie odbudowano, natychmiast pokonaliśmy znowu Malowane Plemię. Ale cofnijmy się jeszcze dalej...“ I cofnął się aż do czasów Dioklecjana. Słuchając słów ojca, można było nabrać mniemania, jakoby wiekuisty Rzym stanął już nad brzegiem ruiny dlatego tylko, iż garstka ludzi nieco rozpuściła wodze swym myślom. Wpierw o tem wszystkiem nie miałem pojęcia. Aglaja tak była przejęta wspomnieniami odległych dziejów greckich, iż nie stało jej czasu na opowiedzenie nam dziejów naszej własnej ojczyzny.
— „Niema już ratunku dla Rzymu“, rzekł wkońcu pater. „Rzym zapomniał o swych bóstwach! Ale jeżeli bogowie nam przebaczą, to zdołamy ocalić przynajmniej Brytanję. Żeby to osiągnąć, musimy odeprzeć najazdy Malowanego Plemienia. Przeto powiadam ci, Parnezjuszu, jako ojciec, że jeżeli serce twoje rwie się do służby,