Przejdź do zawartości

Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

uratowania swego chłopca gotów był zdradzić choćby połowę Anglji.
— Nie rozumiem — odpowiedziała Una. — W każdym razie wszystko to wydaje mi się okropne, okropne!
— Fulkon inaczej myślał — odrzekł pan Ryszard. — Był wielce rad i uszczęśliwiony...
— Dlaczego?... Że jego chłopak miał zginąć?
— O, nie! Dlatego, że De Aquila wskazał mu sposób ocalenia zarówno chłopca jako też czci i mienia. „Uczynię, co chcesz!“ wołał. „Przysięgam, iż uczynię po twej myśli. Oznajmię królowi, że nie jesteś zdrajcą, owszem, najzacniejszym, najdzielniejszym i najprzedniejszym z nas wszystkich. Dalibóg, będę cię bronił.“
— De Aquila wpatrywał się jeno w swą czarę, bełtając męty pływające na dnie.
— „Wierę!“ zawołał. „Gdybym miał syna, mniemam, iż pragnąłbym go ocalić. Ale proszę cię, nie opowiadaj mi, w jaki sposób weźmiesz się do tej sprawy.“
— „Nie powiem, nie powiem“; zgodził się Fulkon, roztropnie kiwając łysą głową. „To moja tajemnica. Przedsię wypoczywaj sobie dowoli, De Aquilo, nie utracisz ani włoska z głowy i ani jednej piędzi swych posiadłości“; i uśmiechnął się poczciwie, jakoby człowiek, co zamyśla świadczyć swym bliźnim wielkie dobrodziejstwa.
— „A odtąd“, rzecze De Aquila, „radzę ci, byś służył jednemu panu, a nie dwom naraz.