Strona:Rudyard Kipling - Od morza do morza 02.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

płynącej, wrzącej wody, oślizgłe warstwy osadu, pokrytego zielonawo-szarą, gorącą wodą, tu i owdzie otwory po wyschniętych zbiornikach, pełnych kurzu, a pozbawionych wody. Gdzieniegdzie piekielne wrzątki ugotowały najpierwej, a potem zabalsamowały jodły i krzaki — w innych miejscach liście drzewa zdobyły się na odwagę i przydusiły podziemne wytryski warstwą zieloności, tak, że dopiero, rozkopawszy ziemię, możnaby przekonać się, jakie żary płoną w jej głębi. Zdaje się, że jodły zwyciężą w tej walce, bo przyroda, która w swych kuźniach wyrabia podobne cuda, gotowa tu jest złagodzić swoje wybuchy. Ognie wewnętrze stopniowo wygasają; hotel zbudowany jest na tem samem miejscu, gdzie dumne wytryski naniosły płaskie warstwy osadu; jodły zagarnęły już te miejsca, zkąd pierwotnie wytryskiwały źródła. Tylko właściwy wodospad zachował całą potęgę i strzeżony jest przez żołnierzy z nabitą bronią, którzy pilnują, ażeby turyści nie wyłamali baryer i nie wpadli do jeziorka, lub też, wszedłszy na miejsca, gdzie skorupa powierzchni jest zanadto cienka, nie zapadli się wewnątrz i nie ugotowali we wrzątku.


∗                ∗

Nazajutrz o brzasku wsiadłem do powoziku lekkiej budowy, razem z parą staruszków z Chicago i puściłem się na niebezpieczną wyprawę. Pojechaliśmy prosto na górę, na sam szczyt, z którego było widać w odległości sześćdziesięciu mil białe domy Cook City na wierzchołku drugiej góry. Powietrze było upajające. Słychać było ryk wody, a droga zawracała