Strona:Rudyard Kipling - Od morza do morza 01.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w tem zebraniu, i jeden jakiś z wesołą miną jegomość w kapeluszu i z brodą, ale tak jak wszyscy, obnażony do pasa.
— Ten europejczyk — objaśnił Ah-lum — to Marco Polo.
— Miejcie go w wielkiem poszanowaniu — odrzekłem. — Nadchodzi czas, w którym nie będzie już europejczyków, nic oprócz żółtych ludzi z czarnemi duszami, Ah-lum! i z dyabelską zdolnością do pracowania nad miarę i nad potrzebę.
— Chodźcie obejrzeć zegar — odparł Ah-lum. — Stary zegar. Woda go obraca. Chodźcie...
Zaprowadził nas do innej świątyni i pokazał stary zegar, obracany za pomocą wody, taki, jakich w zapadłych stronach Indyi używają dla strażników. Profesor zapewnia, że ta maszyna, mająca regulować czas w mieście, reguluje się sama według dzwonków na parowcach, bo woda w Kantonie jest tak gęsta, że nie mogłaby przepływać przez rurę, nie mającą pół cala średnicy. Ze szczytu pagody zobaczyliśmy, że na dachach domów mieszczą się naczynia pełne wody. Niema żadnej straży ogniowej. Miasto raz zapalone, spłonęłoby do fundamentów.
Ah-lum zawiódł nas potem na miejsce, gdzie się dokonywają egzekucye. Chińczycy mordują setkami, ale daleki jestem od czynienia im zarzutu z tak hojnego krwi rozlewu. Mogliby dostarczyć w samym Kantonie materyału na dziesięć tysięcy egzekucyj rocznie i nie byłoby znać tego w tej gęstwinie ludzkiej. Oprawca, który mijał nas na placu, może w poszuki-