Strona:Rudyard Kipling - Od morza do morza 01.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

z kaczek. Nasi chińscy współpasażerowie na statku wyprawiali sobie uczty z uproszonych odpadków kuchennych, osypanych hojnie proszkiem perskim dla odstraszenia mrówek. I to też nie jest naturalne, bo człowiek powinien jadać jak człowiek, jeżeli ma jak człowiek pracować. Po przepędzeniu kilku godzin w chińskiej dzielnicy zrozumiałem, dlaczego angielskie pospólstwo nienawidzi mieszkańców Niebieskiego Państwa. Przejęli mnie oni trwogą, a przypatrywanie się ich domom, składom i im samym nie sprawiło mi żadnej przyjemności. Odór drukarskiej farby jest bardzo przenikliwy. Pociągnął mnie też na drugie piętro do biura redakcyjnego, gdzie korekty leżały w czarującym nieładzie, a ręczna prasa klekotała, jak za dawnych, dobrych czasów.
Chciałem się dowiedzieć, co zamierza się uczynić z chińską dekoracyą domów w Penangu? Mało ważna ta sprawa wynikła z rozporządzeń zarządu miejskiego w Singapoore, nakazujących usunięcie chińskich przyozdobień z dachów, i podniosła taką burzę, że przez całe trzy dni miasto było na łasce i niełasce Chińczyków, którzy powstali jak jeden mąż i narobili władzom niemało kłopotu. Wypadek ten zmusił rząd do bliższego wejrzenia w sprawę tajemnych chińskich stowarzyszeń, które w taki sposób kierują czynnościami ludzi, a z tego wejrzenia wynikło przedsięwzięcie środków ostrożności, niełatwych do wykonania. Chińczyk musi mieć tajne stowarzyszenia... Żyje on w kraju, gdzie są one niezbędne dla jego pociechy i obrony, dla uregulowania płacy, gdzie istnieją od niepamiętnych czasów, i nie wyrzeknie się