Strona:Rudyard Kipling - Od morza do morza 01.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pracowani! Wsiadłem na statek i uciekłem z Kalkuty tak zwaną „baranią pocztą“, ponieważ te statki zabierają barany i korespondencyę pocztową do Rangoonu. Na pokładzie płynęli z nami ochotnicy z Pendżabu, dążący na służbę jej królewskiej mości w szeregach birmańskiej policyi, a ja badałem życie pilotów, ludzi, którzy znają ziemię o tyle tylko, o ile ją widzę z wody. Życie ich ciężkie, ale posiadają nie wielkie zapasy ciekawych wspomnień i jeżeli im okazywać należne uszanowanie, raczą niekiedy zniżyć się do opowiadania. Pilot, który przesłużył na rzece sześć lat i nie umarł, ani nie stracił sił, może zarobić, o ile mi się zdaje, coś około pięćdziesięciu rupii, przeprowadzając dwa tysiące tonn ładunku i paręset dusz ludzkich, płynących ku ujściu rzeki z szybkością dwunastu mil na godzinę. Potem wysuwa się z pokładu na wybrzeże, niosąc twoje miłosne listy i błąka się w pobliżu ujścia, dopóki nie pojawi się nowy parowiec do przeprowadzenia w górę rzeki...

* * *
Na pełnem morzu, w parę dni później.

Daję pokój pisaniu. Nie mogę pisać, a spać się nie wstydzę. Wspaniałe lenistwo ogarnęło mnie. Dziennikarstwo jest oszukaństwem, literatura toż samo, sztuka również. Indye znikły mi z oczu wczoraj i ostatni pilot zabrał ostatni mój list do więzienia, z którego się wyrwałem. Wpłynęliśmy na błękitne wody, na roztopiony szafir i lekki powiew kołysze naszym statkiem. Dziś rano widzieliśmy trzy latające ryby; herbatę dają tu nieosobliwą, ale kapitan jest