Strona:Rudyard Kipling - O człowieku, który chciał być królem.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dził się w piątek pod znakiem słońca i powiedziano mi, że przeżyje nas oboje i zostanie bogaczem. Czy można życzyć sobie jeszcze czegoś więcej, najdroższy?
— Zapewne, że nie. Chodżmyż na dach i ty policzysz gwiazdy — ale niewiele ich znajdziesz, bo niebo dziś pełne jest chmur.
— Deszcze zimowe jakoś nie nadeszły i być może spóźnią się tego roku. Chodźmy, zanim gwiazdy się skryją. Mam na sobie wszystkie moje klejnoty.
— Zapominasz o najdroższym.
— Aj! O naszym skarbie! On pójdzie z nami. Nigdy jeszcze nie widział nieba.
Ameera zwolna szła ciasnemi schodami, prowadzącemi na płaski dach. Dziecko ciche i z szeroko otwartemi oczami leżało na prawej jej ręce, przybrane wspaniale w muślin o srebrnych frendzlach i małą, krągłą czapeczkę. Ameera przybrała się we wszystko, co w jej oczach miało jakąś wartość. Były tu diamentowe ozdoby na nos, zastępujące zachodnie plasterki piękności, a mające zwracać uwagę widza na delikatne wyrzeźbienie nozdrzy, i złoty ornament umieszczony na środku czoła, a usiany połyskującemi szmaragdami i rubinami pośledniejszej czystości, kark ujęty był ciężką obręczą z kutego złota trzymającą się elastycznością czystego metalu,