Strona:Rudyard Kipling - O człowieku, który chciał być królem.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— O, królu! — odezwałem się — Jeśli taką będzie wola króla, odłóżmy tę sprawę do jutra. — Co nagle to po djable, a któż wie, czy ten chłop nie kłamie!
— Nie, ja znam usposobienie Namgay Dooli, skoro jednak gość o to prosi, odłożymy sprawę do jutra. Przemów ostro do tego czerwonogłowego cudzoziemca. Może ciebie usłucha.
Zrobiłem próbę tego samego wieczora, ale w żaden sposób nie mogłem zachować powagi. Namgay Doola uśmiechnął się przekonywająco i zaczął mi opowiadać o wielkim brunatnym niedźwiedziu, ukrywającym się na polu makowem nad rzeką Czy chciałbym go może zastrzelić? Mówiłem surowo o zbrodni spisku i niechybnej karze. Twarz Namgay Dooli zachmurzyła się na chwilę. Wkrótce potem Namgay Doola opuścił mój namiot i po chwili usłyszałem go śpiewającego zcicha wśród sosen. Słów zrozumieć nie mogłem, lecz melodja, zarówno jak jego przypochlebny sposób mówienia, była niby duch czegoś dziwnie znanego.

Dir hané mard-i-yemen dir
To weeree ala gee.

powtarzał Namgay Doola wciąż, a ja łamałem sobie głowę nad zapomnianą melodją. Ale dopiero po obiedzie zauważyłem, że ktoś wyciął