Strona:Rudyard Kipling - Księga dżungli (1931).djvu/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Taniec... taniec słoni! Widziałem ten taniec... i umieram!
Kala Nag przysiadł na ziemi, a on zsunął mu się z karku i padł na ziemię nieprzytomny.
Ponieważ jednak dzieci krajowców nie mają przewrażliwionych nerwów, więc w dwie godziny później leżał w hamaku sahiba Petersena, mając pod głową burkę myśliwską sahiba, a w brzuszku szklankę ciepłego mleka i łyk gorzałki ze szczyptą chininy. Przed nim w trzech rzędach zasiedli włochaci, bliznami pokiereszowani myśliwcy, starzy bywalcy puszczy, i patrzyli nań, jak na widmo z za grobu; on krótko i węzłowato, iście po dziecięcemu, opowiedział im swe przygody — i tak zakończył opowieść:
— Jeżeli sobie myślicie, żem was okłamał choć jednem słowem, to wyślijcie ludzi na zwiady, żeby się przekonali, czy to nieprawda, że słonie udeptały sobie większe klepisko w swej sali balowej. Znajdziecie nie jedną, ale dziesięć i dziesięć i wiele razy po dziesięć ścieżek wiodących do tej sali. Słonie zrobiły sobie tam większą przestrzeń. Widziałem to na własne oczy. Kala Nag mnie tam zawiózł, więc widziałem. Kala Naga też porządnie zbolały nożyska!
To rzekłszy, Mały Toomai położył się nawznak i zasnął. Spał przez całe popołudnie aż do zmierzchu. Przez ten czas sahib Petersen i Machua Appa udali się za śladem dwu słoni. Szli i szli, aż przebyli mil pięćdziesiąt i dostali się za góry. Sahib Petersen był wytrawnym myśliwcem —