Strona:Rudyard Kipling - Księga dżungli (1931).djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

boje. W mgnieniu oka skierował się na północ — i płynął, płynął, płynął bez wytchnienia w ową stronę. Po drodze spotkał całe dziesiątki swych rówieśników, którzy witali go pozdrowieniami:
— Czołem, Kotiku! W tym roku już wszyscy jesteśmy „chołostiakami“, więc wolno nam będzie tańczyć pląs ognisty na falach Lukannonu i bawić się na świeżej trawie. Ale skądże to wziąłeś takie futerko?
Futro miał Kotik obecnie niemal mlecznobiałe; jakkolwiek był z tego wielce dumny, jednakże odparł wymijająco:
— Płyńmy żwawo! Moje kości już stęskniły się za lądem.
Dopłynęli przeto wszyscy ku brzegom ojczystym — i posłyszeli odgłosy walki. To ich ojcowie, stare focjony, charatały się znów z sobą wśród tumanów mgły. Wszystko tak jak było!...
W ową noc Kotik wraz z innemi roczniakami odtańczył taniec ognisty. W letnie noce cała przestrzeń morza od Siewierowostocznej aż do Lukannonu jarzy się ognistą posiewą; każda foka, gdy płynie, wybróżdża za sobą szlak podobny do smugi płonącej oliwy, gdy zaś wyskoczy z wody, to jakby strzeliła nagła błyskawica — a fale łamią się w fosforyzujące pasma i skręty.
Następnie wszystkie roczniaki ruszyły gromadnie na obszary należące do „chołostiaków“. Tam tarzały się i przewracały po świeżo wzrosłej runi — opowiadając niestworzone dziwy o tem, co porabiały w czasie swego pobytu na pełnem morzu.