Strona:Rudyard Kipling - Księga dżungli (1931).djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wychodząc z wioski. Gdy zaś on wróci, oczekuj mnie pod drzewem dhâk w jarze pośrodku równiny. Nie powinniśmy włazić w paszczękę Shere Khanowi.
To rzekłszy, Mowgli położył się w cieniu i zasnął, a bawoły pasły się spokojnie wokoło niego. Rzadko w świecie spotyka się takie próżnowanie i nieróbstwo, jak w Indjach podczas pasania trzody. Bydło włóczy się z miejsca na miejsce, skubiąc trawę, potem kładzie się, by przeżuwać jadło, a potem znów przenosi się w inne miejsce, nie porykując nawet — tylko czasem odzywając się cichem chrząknięciem. Bawoły prawie wcale się nie odzywają, tylko włażą jeden za drugim w brudne bajora i brną w błocie, aż nakoniec kładą się w niem jak kłody nieruchomo, wystawiając nad powierzchnię jedynie nozdrza i sinawe oczyska. Skały, rozżarzone słońcem, zdają się tańczyć przed oczyma. Kędyś wysoko, w niewidocznej dali, słychać co pewien czas gwizd orlika — zawsze tylko jednego... ale chłopcy pasący trzody wiedzą dobrze, że gdyby któryś z nich zaczął konać albo które z bydląt poczęło zdychać, drapieżnik opuściłby się w jednej chwili na ziemię — a najbliższy myszołów szybujący w odległości wielu mil, spostrzegłby to i nadleciał ku swemu towarzyszowi, — za nim zaś poszedłby jeszcze jeden i drugi i trzeci — tak iż zanimby nieszczęśliwa ofiara zdążyła zemrzeć, jużby ją obsiadło ze dwadzieścia ptaków, niewiadomo skąd przybyłych.