Strona:Rudyard Kipling - Księga dżungli (1931).djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i stary strzelec Buldeo, właściciel staroświeckiego muszkietu. W górze, na gałęziach figowca, siadywały małpy i przekomarzały się z sobą, a w jamie pod murkiem gnieździł się wąż kobra, któremu — jako istocie poświęconej — zastawiano co wieczoru michę z mlekiem. Starszyzna wiejska zasiadała półkręgiem wokół drzewa, ciągnąc dym z huqa[1] i gawędząc aż do późnej nocy. Opowiadali przedziwne baśnie o bożkach, ludziach i upiorach; jeszcze większe, niestworzone dziwy opowiadał o zwyczajach dzikich zwierząt puszczańskich stary Buldeo — tak ciekawie, że dzieciom, siedzącym opodal, aż oczy na wierzch wyłaziły z zachwytu.
Na tle życia zwierzęcego była osnuta większość owych gawęd wieczornych, gdyż dżungla ustawicznie dawała znać o sobie mieszkańcom wioski. Jelenie i dziki nieraz spasały i niszczyły łan niewykłoszonego jeszcze zboża, a bywało, że o zmroku pojawiał się tygrys i z przed samych wrót wioski uprowadzał któregoś z jej mieszkańców. Gdy Buldeo, trzymając fuzję na kolanach, plótł coraz to nowe koszałki-opałki, Mowgli, który — rzecz prosta — znał się coś niecoś na tem, co stanowiło temat gawędy, nieraz zasłaniał sobie twarz i trząsł się cały od skrytego śmiechu.

Tego wieczora właśnie Buldeo wyjaśniał słuchaczom, że tygrys, co porwał ongi syna Messui, nie był tygrysem lecz upiorem, w którego ciele przemieszkiwał duch pewnego dawno już zmarłego lichwiarza.

  1. Fajka z chłodnicą.