Strona:Rudyard Kipling - Księga dżungli (1931).djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Twarz Mowgliego bynajmniej nie zdradzała, jakoby znał to imię.
— Czy nie przypominasz sobie tego dzionka, kiedym ci dała nowiuśkie buciczki?
Dotknęła jego stóp. Były na róg stwardniałe od chodzenia boso.
— Nie! — ozwała się ze smutkiem. — Te nóżki nigdy nie chodziły w bucikach!... Ale ty jesteś bardzo podobny do mojego Nathoo... Będziesz więc moim synkiem!
Mowgli czuł się tu niedobrze, gdyż dotychczas jeszcze nigdy mu się nie zdarzyło przebywać pod dachem. Przyjrzawszy się jednak słomianemu poszyciu, spostrzegł, że będzie mógł je bez trudności rozedrzeć każdej chwili, gdy tylko przyjdzie mu ochota wyjść na dwór. Zresztą i okno pozbawione było wszelkich rygli.
— Co mi przyjdzie z obcowania z człowiekiem, jeżeli nie rozumiem ludzkiej mowy? — powiedział sobie wkońcu. — Jestem teraz tak głuchy i głupi, jak byłby człowiek, gdyby się znalazł pośród nas w kniei. Muszę się nauczyć ich mowy!
W czasach pożycia z wilkami, Mowgli nauczył się naśladować pobekiwanie kozłów w kniei i pochrząkiwanie młodych warchlaków. Ćwiczenie to wielką mu teraz korzyść przyniosło. Ilekroć Messua wymówiła jakieś słowo, on natychmiast powtarzał je głośno; przed zapadnięciem zmroku spamiętał już nazwy wielu przedmiotów znajdujących się w chacie.