Strona:Rudyard Kipling - Kim T2.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dził całe Indje. Kurator muzeum w Lahorze ma dotąd cudny opis jego wędrówek i rozmyślań. Nie pozostało mu w życiu nic więcej do zrobienia, jak tylko znaleść Rzekę Strzały. A nadto objawione mu zostało w snach, że poszukiwania nie skończą się pomyślnie, dopóki szukający nie będzie miał przy sobie cheli, przeznaczonego do doprowadzenia go do celu życzeń i posiadającego wielką wiedzę — taką wiedzę, jaką posiadł siwowłosy Strażnik Obrazów w Lahorze. Naprzykład (w tem miejscu starzec zażywał swój sakramentalny niuch tabaki, a uprzejmi kapłani Jaińscy uciszali się natychmiast):
— Przed dawnemi, dawnemi czasy, gdy Devadatta był królem Benaresu, — schwytali razu pewnego strzelcy królewscy słonia i, zanim wydostał się na wolność, zakuto mu jedną nogę w olbrzymią żelazną okowę. Napełniło to jego serce nienawiścią i wściekłością, i przebiegając w różnych kierunkach lasy, prosił innych braci-słoni, żeby mu ją zerwali... Próbowali więc jeden po drugim przy pomocy swych potężnych trąb, lecz daremnie. W końcu zadecydowali, że żadna zwierzęca siła niezdolna jest zerwać tej okowy. Zaś w gąszczu leśnym obok leżało jednodniowe, dopiero co urodzone cielę, z którego rodzicielska wilgoć nie zdążyła jeszcze obeschnąć, matka zaś jego była nieżywa. Zakuty w okowę słoń zapomniał o swojej własnej męce, mówiąc: „Jeżeli nie dam temu niemowlęciu, to ono zginie u naszych stóp”. Poczem stanął nad małem stworzeniem, rozkraczywszy się nad niem, by je osłonić przed wałęsającą się bezładnie trzodą. Potem uprosił jedną cnotliwą krowę, by dała ssać cielęciu, zaś skuty w okowę słoń był jego opiekunem i obrońcą. Wiadomo zaś, że musi upłynąć trzydzieści pięć lat, zanim słoń dojrzeje do pełni swej siły i przez trzydzieści pięć pór deszczowych

—   31   —