Strona:Rudyard Kipling - Kim T1.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i rozpaczy w rozpacz... — rzekł Lama zadyszanym głosem.
— Tak — zachichotał stary żołnirze. — Wszyscy trzej są majorami w trzech pułkach. Lubią troszkę karty, to prawda, ale i ja byłem taki sam. Muszą mieć ładne mundury, a konie dziś trzeba kupować... ich nie można porywać tak, jak się dawniej porywało kobiety... Dochody moje wystarczą na wszystkich. Jak myślisz? Żyznej to szmat ziemi, którą mam, ale niestety moja służba okrada mnie na wszystkie strony... I trudno mi ich wyłapać... Wpadam nieraz w gniew i klnę, a oni udają skruchę, ale wiem, że za plecami nazywają mnie „starą małpą bez zębów“.
— I nigdy nie pragnąłeś czegoś więcej?
— O, tak, tak, po tysiąc razy! Niechby się tylko wróciła moja młodość, i zdrowie, i ta moc, która jest zaletą męża... Gdzie się to podziały dobre dni mojej siły!
— Taka siła to słabość.
— Obróciła się ona w słabość; ale przed pięćdziesięciu laty umiałbym ci dowieść, że tak nie jest — odparł stary wojak, uderzając strzemieniem w chudy bok konia.
— Ale ja mam rzekę o cudownych własnościach.
— Piłem ja wodę Gangesu ze świętego jej brzegu. Przyprawiła mnie tylko o boleści brzucha, a nie dała mnie żadnej siły.
— Nie o Gangesie ja mówię. Rzeka, którą znam, zmywa wszelkie piętno grzechu. Jeśli kto zstąpi w nią z jej brzegów, osiąga Wyzwolenie. Nie znam twego życia, ale twarz masz uczciwą i uprzejmą. Trzymałeś się swojej Drogi, będąc wiernym wówczas, gdy trudną to było rzeczą, w czasie tego „Czarnego roku“, z którego przypominam sobie teraz niektóre opowiadania. Wejdź