Strona:Rudyard Kipling - Kim T1.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zwrócili baczną uwagę na hałaśliwego czerwonobrodego handlarza koni, którego karawany przedzierały się przez ich kraje zapadając się po brzuchy w śniegu. Niedawno temu karawana jego została o tej właśnie porze napadnięta i ostrzeliwana dwukrotnie w czasie powrotu, a ludzie Mahbuba opowiadali o trzech dziwnych opryszkach, którzy prawdopodobnie byli wynajęci do załatwienia się z nimi. Dlatego też Mahbub Ali ominął to niezdrowe miasto Peszawur i nie zatrzymując się nigdzie, przybył do Lahory, gdzie, znając miejscową ludność, uzyskał od niej ciekawe wiadomości.
To właśnie było powodem, że Mahbub Ali nie chciał przy sobie zatrzymać — ani chwili dłużej niż to było potrzebne — owego zwitka mocno ściśniętej materji jedwabnej, opakowanej w woskowy papier ów raport bez podpisu i bez adresu, z pięciu mikroskopijnymi znakami w jednym rogu, który w możliwie najjaskrawszy sposób zdradzał pięciu sprzymierzonych królów, sympatyzujące państwo północne, hinduskiego bankiera w Peszawur, belgijską fabrykę armat i znanego, nawpół niezależnego władcę mahometańskiego z Południa. Był on dziełem R. 17, którego Mahbub Ali spotkał poza wąwozem Dora — a miał go wyręczyć gdyż, R. 17 wskutek wypadków, których nie mógł opanować, musiał pozostać na swojem stnowisku. Dynamit był czemś łagodnem i nieszkodliwem w porównaniu z tym raportem w rękach C. 25, a nawet człowiek Wschodu, z wschodnimi poglądami na wartość czasu, rozumiał, że lepiej będzie, gdy raport ten dostanie się wcześniej do rąk właściwych. Mahbub nie miał szczególnej ochoty ginąć śmiercią gwałtowną, ponieważ miał na pamięci jeszcze dwa lub trzy krwawe odwety na sąsiadach, za krzywdy wyrządzone jego rodzinie; dopiero po załatwieniu tych porachunków zamie-