Strona:Rudyard Kipling - Kim T1.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja nic nie kradłem, a prócz tego jestem teraz uczniem jednego bardzo świętobliwego człowieka. Siedzi on tu niedaleko. Zobaczyliśmy obaj, jak przyszli dwaj ludzie z chorągwiami, aby przygotować miejsce. Tak się dzieje zawsze podobno we śnie, albo gdy się ma spełnić przepowiednia. To też wiedziałem, że się moja spełni. Zobaczyłem Czerwonego Byka na zielonem polu, zaś ojciec mój mówił: „Dziewięciuset „pukka“ (zuchów) i pułkownik na koniu zaopiekują się tobą, jeżeli znajdziesz Czerwonego Byka!“ Nie wiedziałem, co mam zrobić, gdy zobaczyłem Czerwonego Byka, więc odszedłem, a potem wróciłem znowu, gdy się ściemniło. Musiałem znów zobaczyć Czerwonego Byka i zobaczyłem go znowu i — i Sahibów, jak się modlili do niego. Myślę, że teraz Byk będzie mi pomagać. Mój Świętobliwy też tak mówi. Czy nie zrobicie mu nic złego, jeśli go teraz przywołam? On jest bardzo pobożny i może zaświadczyć, że wszystko, co mówiłem, jest prawdą i że ja nie jestem złodziejem.
— Oficerowie modlący się do byka!... Co u licha można z tego wszystkiego wyrozumieć? — zawołał Bennett. — Uczeń świętobliwego człowieka! Czy ten malec nie chory?
— To z wszelką pewnością syn O’Hary. Syn O’Hary związany z wszystkiemi Mocami Piekieł. Jego ojciec dokonywał wielkich rzeczy, gdy był pijany. Zaprośmy tu lepiej tego świętobliwego, który może coś wiedzieć.
— Ależ on nic nie wie — rzekł Kim. — Pokażę go wam, jeśli chcecie pójść ze mną. On jest moim mistrzem. Ale potem będziemy mogli odejść?
— Siła Nieczysta! — wykrzyknął ojciec Wiktor, któremu zdumienie odjęło mowę, Bennet zaś