Strona:Rudyard Kipling - Kapitanowie zuchy.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się tym razem... pożyjesz jeszcze ździebko na tym swiecie.
— Gdzież to ja jestem? — spytał Harvey, nie mogąc jeszcze sobie uprzytomnić, że tam właśnie gdzie znajdował się w tej chwili, życie jego było najzupełniej bezpieczne.
— Jesteś ze mną na rybackim bacie... Nazywam się Manuel, a należę do załogi szonera We’re Here[1] z Gloucester. Ja mieszkam w Gloucester. Niezadługo dostaniemy wieczerzę... A co—o—o?

Człowiek ten zdawał się mieć dwie pary rąk i głowę z lanego żelaza, bo nie poprzestając na trąbieniu zapomocą wielkiej muszli morskiej, musiał wstawać na równe nogi i, utrzymując równowagę na kołyszącej się płaskiej łodzi, rzucał w gęstwę mgły chrapliwy, donośny okrzyk. Jak długo trwało to zajęcie, tego Harvey nie potrafił sobie uprzytomnić, gdyż niebawem, przerażony widokiem dymiących wodnych przewałów, ułożył się zpowrotem na wznak. Jak przez sen, słyszał wystrzał armatni, granie trąbki i jakieś krzyki. Coś większego od łodzi rybackiej, lecz równie ruchliwego i zwinnego jak ona, zamajaczyło nieopodal. Ozwał się gwar kilku naraz głosów, poczem chłopak osunął się w jakąś ciemną, dudniącą czeluść, gdzie ludzie, odziani w nieprzemakalne ubrania, poczęstowali go jakimś ciepłym napojem i rozebrali go z wierzchniej odzieży... Wówczas zmorzył go sen.

  1. We’re Here - „jesteśmy tutaj”