Strona:Rudyard Kipling - Kapitanowie zuchy.djvu/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jeżeli dojrzewa już zbrodnia naszego wieku bądź pan łaskaw zawczasu przestrzec swych przyjaciół itd.
A oto treść depeszy z Topeki (nawet sam Milsom nie mógł odgadnąć, o co w niej chodziło).
Nie strzelaj pułkowniku poddajemy się.
Cheyne, gdy położono przed nim telegramy, uśmiechnął się złośliwie z popłochu swych nieprzyjaciół:
— Oni myślą, że wstąpiliśmy na drogę wojenną. Oznajmij im pan, panie Milsom, że nie czujemy się obecnie wojowniczo usposobieni. Oznajmij im, w jakim celu wyjeżdżamy. Przypuszczam, iż byłoby dobrze, żebyście oboje, pan i panna Kinzey, mogli pojechać z nami, choć nie wydaje mi się, bym miałjaką sprawę do załatwienia po drodze. Powiedz im pan prawdę... przynajmniej raz.
Tak więc posłano komunikat o istotnym stanie rzeczy. Panna Kinzey postukiwała z rozczuleniem, gdy sekretarz dodawał godne pamięci zdanie: „Zostawcie nas w spokoju“ — a w chwilę później w biurach oddalonych o dwa tysiące mil swobodniej odetchnęli przedstawiciele różnych skomplikowanych interesów kolejowych, reprezentujących wartość sześćdziesięciu trzech miljonów dolarów. Cheyne leciał w świat na spotkanie swego jedynaka, tak cudownie odzyskanego... Niedźwiedź poszukiwał nie ryczących bawołów, lecz swojego szczenięcia. Srodzy ludzie, którzy dobyli nożów, by walczyć o swoje życie finansowe, odrzucili teraz broń i życzyli mu szczęśliwej drogi, a sześć paniką prze-