jaśnić, że Harvey jest dobrym duchem, statku zdolnym zażegnać wszelkie nieszczęście, wszelką złą wróżbę. W ten sposób chłopcy pozyskali sobie na statku sławę niemal niesamowitych bohaterów; zamiast wychłostać
ich za sprawiony kłopot, zasypano ich mnóstwem pytań.
Mały Penn wygłosił całe kazanie o niedorzeczności
przesądów; jednakowoż opinja publiczna była przeciwko niemu, a zato po stronie Długiego Dżeka, który
niemal że do samej północy opowiadał różne niestworzone dziwy o duchach i upiorach. Pod wrażeniem tych
opowieści nikt już, oprócz Saltersa i Penna, nie pisnął
o „bałwochwalstwie", gdy kucharz umocował na deszczułce zapaloną świecę, podpłomyk oraz szczyptę soli i spuścił to wszystko z rufy na wodę, by zapewnić spokój duszy Francuza, w razie gdyby jeszcze miała się tułać po świecie. Danowi przypadło zapalić świeczkę, jako żeto on kupił był pas zmarłego Francuza, a kucharz krząkał i mruczał zaklęcia, dopóki tylko widać było pląsający po falach płomyk świecy.
Gdy po odbytej warudze chłopcy udawali się na spoczynek, rzekł Harvey do Dana:
— No i jakże tam z postępem i przesądami katolickiemi?
— Ph! wydaje mi się, żem jest człowiekiem oświeconym i postępowym, ale kiedy jakiś tam zmarły matros napędza strachu dwom biednym chłopakom z powodu noża nabytego za trzydzieści centów, to dalibóg, gotów jestem całkowicie poddać się zdaniu
Strona:Rudyard Kipling - Kapitanowie zuchy.djvu/211
Wygląd
Ta strona została przepisana.