Strona:Rudyard Kipling - Kapitanowie zuchy.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I z wyrazem niedającej się opisać wzgardy i urągowiska jął wymachiwać szerokim paluchem. Natomiast mały Penn, przejęty niepomierną dumą, piszczał:
— Pódźcie no tu krzynkę bliżej! Bzz! Chodźno no tu bliżej! Ho — o!
Przez resztę nocy kołysali się na uwięzi łańcucha — ruchem podrywnym, chlupocącym i, jak stwierdził Harvey, niezbyt przyjemnym — a połowę następnego przedpołudnia zmitrężyli na odszukiwaniu kabla. Atoli chłopcy byli w tem zgodni, że ta mitręga była drobnostką w porównaniu z ceną ich triumfu i sławy, i ze smutkiem myśleli o tem, że tyle jeszcze pięknych komplementów można było powiedzieć pod adresem upokorzonej i zawstydzonej Carrie.