Strona:Rudyard Kipling - Kapitanowie zuchy.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

uważał za rzecz gorszą niż spanie. Harvey fizyczną siłą nie mógł sprostać Danowi, ale dobrze to mówiło o jego świeżo zdobytem zahartowaniu, że poniósłszy porażkę, nie próbował nawet pokątnych konszachtów ze zwycięzcą.
Było to w czasie, gdy dał się wykurować z wrzodzianek, których cały rząd był mu się utworzył pomiędzy łokciami i przegubami ręki, gdzie mokry spencerek i skórzana kurta najwięcej wrzynały się w ciało. Słona woda, dostając się do nich, wywoływała przykre swędzenie, ale gdy już napęczniały, Dan poprzecinał je brzytwą Diska i zapewnił Harveya, iż odtąd może sie uważać za „okrwawionego Rewaka“ — jako że odparzenia są cechą kasty, do której został zaliczony.
Odkąd Harvey został chłopcem okrętowym i miał wiele zajęcia, nie frasował sobie głowy zbytecznem rozmyślaniem. Matki żal mu było niezmiernie; często tęsknił za tem, by ją obaczyć, nadewszystko zaś, żeby jej opowiedzieć o tym dziwnym trybie swego nowego życia, do którego tak wybornie potrafił się dostosować. Pozatem wolał nie zastanawiać się nad tem, jak ona znosiła cios, zadany jej przez rzekomą śmierć syna. Wszelakoż jednego dnia, gdy stał na schodach galardy, wyśmiewając się z kucharza, który obwinił jego i Dana o „zahaczenie“ pierożków, przyszło mu na myśl, że bądź cobądź lepiej mu się tu dzieje, niż w palarni pasażerskiego linjowca, gdzie byle człek obcy miał go za psią nogę.