Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli (tłum. Birkenmajer).djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Dżungla sama strawi te wszystkie łupinki — odezwał się jakiś spokojny głos pośród gruzów. — Runąć przede wszystkim powinny ściany zewnętrzne!
I spoza ściany, która ciężko, niby znużony bawół, kładła się na ziemi, wyskoczył Mowgli, spluskany deszczem, sączącym się strugami z jego nagich ramion i pleców.
— Na wszystko przyjdzie czas! — odsapnął Hathi. — Tak... tak... ale w Bhurtpore kły moje broczyły krwią!... Pod ścianę, dzieci! Przebijemy mur głową! Walić razem! Heej — rób! Bęc!
Tryknęli łbami w ścianę — razem — jak jeden słoń. Zewnętrzna ściana domu wybuliła się, pękła wpół — i runęła w gruzy — a w zębatym wyłomie obaczyli ogłuszeni i oniemiali z trwogi wieśniacy potworne, gliną opaćkane łby napastników. Wówczas, rzuciwszy i siedliska swoje i przygotowane na drogę zapasy, pierzchli co tchu w dolinę, dążąc na tułaczkę i nędzę. A tymczasem wioska — ćwiartowana, rozszarpywana i tratowana na miazgę — ginęła z oczu coraz bardziej...
W miesiąc później widniał w tym miejscu jeno niewysoki, pokarbowany bruzdami wzgórek, okryty miękką młodzizną zielonej trawy. Zasię pod koniec pory deszczowej leżące odłogiem pola już od sześciu miesięcy zarastała szumiąca, bujna puszcza...