Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli (tłum. Birkenmajer).djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Czarownik i czarownica! Zaraz się przekonamy czy rozpalone żelazo nie zmusi ich do wyznania winy. Spalić im dach nad głową! Niech mają naukę za to, że udzielali schroniska wilkołakom! Nie! Nie! Nie! Wprzód trzeba ich wygrzmocić kijami! Hej, przynieś żagwi! Więcej żagwi! A huknij-no ze swej strzelby na rozgrzewkę!
Wyłamanie drzwi okazało się przedsięwzięciem dosyć trudnym, były bowiem mocno zaryglowane. W końcu jednak tłum dał sobie z nimi radę, wyrywając je wraz z zawiasami. Światło pochodni wpłynęło jaskrawą smugą w mroczną głąb izby — i oczom napastników przedstawił się widok groźny:
Rozciągnąwszy się całą długością ciała na wieśniaczym łożu, skrzyżowawszy straszliwe łapska ponad jedną z jego krawędzi — czaiła się, czarna jak smoła — straszna, jak wcielenie diabła — olbrzymia groźna Bagheera.
Pierwsze szeregi przybyłych jęły się cofać od progu. Nastała chwila rozpaczliwego milczenia. W tąż chwilę Bagheera podniosła w górę drapieżną paszczę — i ziewnęła — przeciągle, z namysłem, wyniośle i okazale — jak ziewała zawsze, ilekroć zamierzała wydrwić kogoś z równych sobie. Nastrzępiona wąsami warga górna uniosła się i odgięła wstecz; czerwony jęzor wywinął się w trąbkę, dolna szczęka jęła opadać i opadać coraz niżej, odsłaniając niemal do połowy przepastną czeluść gorejącej gardzieli, a wielgaśne psie zębce wychylały się zwolna na samą krawędź dziąseł — aż znienacka zwarły się z sobą wśród głośnego łoskotu, przypominającego nagłe zatrzaśnięcie rygli kasy ogniotrwałej. W chwilę później ulica była pusta — jakby wymarła. Bagheera jednym susem przesadziła okno i stanęła obok Mowgliego, wsłuchując się w piekielną wrzawę ludzkiego motłochu, gnającego w trwodze na łeb na szyję ku zagrodom.