Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli (tłum. Birkenmajer).djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w puszczy, gdyby nam nie było straszno umierać w ogniu? Dyć lepiej uświerknąć od zębisków wilczych, niż z rąk ludzi! — zamruczał mąż Messui, ale Messua spojrzała na Mowgliego i uśmiechnęła się.
— Powiadam wam — mówił dalej Mowgli tym tonem, jakim przemawiał Baloo, gdy pakował odwieczne Prawo Dżungli w głowę jakiegoś roztargnionego wilczęcia — powiadam wam, że ani jeden kieł w całej dżungli nie wyszczerzy się przeciw wam i ani jedna łapa przeciw wam się nie podniesie. Żaden człowiek ani zwierzę nie poważy się stanąć wam na przeszkodzie, póki nie dojdziecie do samej Kanhiwary. Będziecie mieli straż przy sobie.
Tu zwrócił się szybko w stronę Messui i dodał:
— On nie dowierza mym słowom... Ale ty chyba mi ufasz?
— Juści, juści, synaczku, że ci wierzę. Już ta o to nie stoję, kto będzie szedł z nami: czy człowiek, czy duch, czy wilczysko.
— On się przestraszy, gdy posłyszy śpiew mego plemienia, ale ty będziesz wiedziała, co to się dzieje. No idźcie już, idźcie, ale powoli, bo nie ma co się śpieszyć. Wrota są pozamykane.
Messua rzuciła się z szlochaniem do stóp Mowgliego. Chłopak drgnął i podniósł ją z ziemi. Wówczas ona zawisła mu na szyi i poczęła go obsypywać błogosławieństwami. Natomiast mąż wodził zawistnym wzrokiem po swoich niwach.
— Jeżeli uda się nam dotrzeć do Kanhiwary i uzyskam posłuchanie u Anglików, to wytoczę braminowi, staremu Buldeowi, i ich kamratom taki proces, że z całej wsi ledwo szczątki zostaną! Muszą mi oni w dwójnasób zapłacić za moje niezżęte zasiewy i niewypasione bydło. Sprawiedliwość być musi!