Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli (tłum. Birkenmajer).djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Kadlu wzruszył nieznacznie ramionami i przeszedł na drugi koniec izby, szukając krótkiego, ostrego harpuna, z którym zwykle udawał się na łowy. Pies powiódł za nim oczyma, zawył znowu i przebiegłszy przez loch, gdzie pozostałe psy rozstąpiły się przed nim z pośpiechem, wypadł na dwór. Znalazłszy się na śnieżnej przestrzeni, jął ujadać zaciekle, jakby wpadł na trop wołu piżmowego. Szczekał tak czas jakiś, skakał i miotał się jak opętany, aż w końcu przepadł gdzieś w ciemności.
Przyczyną tych wszystkich dziwnych objawów była nie wścieklizna, ale najzwyklejszy w świecie obłęd. Głód i chłód, a nade wszystko przerażająca ciemność wywołały zamęt w biednej psiej głowie. Trzeba zaś wiedzieć, że gdy już raz pojawi się w psiarni owa psia choroba, to już się szerzy niepowstrzymanie jak pożar. Uległ jej w czasie najbliższych łowów drugi pies, który począł szarpać się w uprzęży, rwać wodze i gryźć swych towarzyszy, aż w końcu dopadł go Kotuko i nie bez trudności pozbawił życia. Potem znów czarny „drugi pies“, który dawniej był przodownikiem sfory, zaczął ni z tego ni z owego szczekać, jakby przywidział mu się ślad jakiegoś renifera; gdy go odczepiono od „pitu“, rzucił się na pobliską bryłę skalną, jak gdyby ją chwytał za gardło, a następnie znikł kędyś w dali, jak jego poprzednik, wlokąc za sobą uprząż.
Od tego czasu nikt już nie chciał wyprowadzać psów na polowanie — przeznaczono je bowiem do innego użytku. Psy wiedziały, co je czeka — więc, choć je powiązano i karmiono z ręki, jednakże w ich ślepiach malowała się rozpacz i trwoga. Na domiar złego stare baby zaczęły opowiadać straszne historie — zwłaszcza o spotkaniach z widmem łowców, zaginionych w czasie ostatniej jesieni, i o groźnych przepowiedniach, jakie posłyszały z ust tych niesamowitych przybyszów.