Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli (tłum. Birkenmajer).djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mowę, w czasie której wspomniałem i o tobie, nazywając cię człowiekiem. Na to odezwał się Biały Kaptur (a jest on tak stary, jak dżungla): „Wiele to już czasu upłynęło, odkąd nie widziałem człowieka. Poproś go, by tu przyszedł i przyjrzał się stosom tych rzeczy, za których najmniejszą cząstkę niejeden człowiek gotów położyć swe życie.“
— E, to na pewno jakaś znowu zwierzyna... Z drugiej strony wiem jednak, że jadowite stworzenia nie odznaczają się uprzejmością i nie zwykły nam donosić, że zwierzyna znajduje się w pobliżu.
— Bo też nie jest to bynajmniej zwierzyna. To... to... to... ja sam nie wiem, co to takiego.
— Chodźmy więc tam! Nigdy jeszcze nie widziałem Białego Kaptura, a chciałbym też zobaczyć i te inne dziwowiska. Czy on na nie poluje?
— Gdzie tam! Przecież to są przedmioty martwe. On powiada, że jest ich strażnikiem.
— Aha! To tak, jak wilk pilnuje mięsa, które zawlókł do swego leża. Chodźmy!
Dopłynął do brzegu, wytarzał się w trawie, by się wysuszyć, i ruszyli we dwójkę do Chłodnych Legowisk — owego opustoszałego miasta, o którym jużeście pewno słyszeli. W tym to czasie Mowgli wcale już nie lękał się małp, natomiast małpy okazywały przed nim śmiertelną trwogę. Jak było, tak było, dość że w ową porę plemiona małpie grasowały w puszczy, przeto Chłodne Leża, oblane poświatą miesięczną, ciche były i puste. Kaa wdarł się na taras, gdzie stały zwaliska altany królowej, przesunął się po rumowisku i zapuścił się w zasypaną do połowy klatkę schodową, która wiodła z środkowej komnaty pod ziemię. Mowgli rzucił hasło wężów.
— Ja i ty jesssteśśśmy z-z-z jednej krwi! — i jął czołgać się na czworakach w ślad za pytonem. Czołgali się