Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

na nich łaskawie. Kałuże nie są dobrem miejscem do walki. Jeden z żeglarzy zawołał: „Chwyćcie siekiery i zabijcie go, bo to Mugger z nad Grobli!“ „Nie, nie“, przerwał mu Brahmin. „Widzicie? on pędzi falę przed sobą! On bóstwem opiekuńczem wioski“. Tedy zasypali mnie kwiatami, a jeden z nich — szczęśliwym trafem — wygnał kozę na ulicę“.
„Och! jak smaczną, jak bardzo smaczną jest koza!“ zawołał z zachwytem Szakal.
„Ej, włochata — zanadto włochata, a gdy ją znajdziesz w strumieniu, to ma zwykle we wnętrzu zakrzywiony hak. Ale ta koza, którą przyjąłem łaskawie w ofierze od mego ludu, przynosiła naprawdę zaszczyt grobli. Potem nastręczył mi Los żeglarza, który chciał mi ogon odrąbać siekierą. Łódź jego wylądowała na tej starej piaszczystej ławicy, której zapewne sobie nie przypominacie“.
„Nie wszyscyśmy tu szakalami“, rzekł Adjutant. „Czy to nie ta ławica, która powstała w tem miejscu, gdzie łodzie z budulcem się potopiły, w roku wielkiej suszy — długa ława piaszczysta, która przetrwała trzy powodzie?“
„Były tam dwie ławice“, odpowiedział Mugger; „wyższa i niższa ławica...“
„Ach, jakżem niedomyślny. Tak, pamiętam — rów z wodą przedzielał je, ale potem wysechł zupełnie“, rzekł Adjutant, pyszniąc się trwałą pamięcią.
„Na niższej ławicy, moje dzieci, wylądowała łódź żeglarza, który mi tyle dobrego życzył; spał on dotychczas na przedzie łodzi i w półśnie chylił się aż do kolan — co mówię, tylko do pasa, aby odepchnąć statek od brzegu. I łódź jego odpłynęła — ale pusta i uderzyła znowu o brzeg trochę niżej, a jam popłynął w jej trop, bom wiedział dobrze, że przyjdą ludzie, by ją na brzeg wyciągnąć“.
„A przyszli?“ spytał prędko Szakal głosem, w którym drgał zachwyt i groza, gdyż takie polowanie robi nań silne wrażenie.