Strona:Rudyard Kipling - Światło które zagasło.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ V.

On rzecze: — „Mam-ci ja tysiąc mężów,
Co baczą na me każde skinienie!
Koło Tyne wieżyc dziewięciu panem
I trzech nad Tillem się mienię!“

Ona odpowie: „Twój tysiąc ludzi,
Twe zamki — w małej dla mnie są cenie!
Musisz pójść za mną i być gotowym
Na każde moje skinienie“.
(Pan Hoggie i wróżki).

Nazajutrz Torpenhow zastał Dicka pogrążonego w bezczynnej zadumie i w kłębach dymu tytoniowego.
— No, jakże się czujesz, warjacie?
— Nie wiem. Staram się właśnie to sobie uświadomić.
— Lepiej wziąłbyś się do jakiej pracy.
— Być może, ale mi się całkiem nie śpieszy. Zrobiłem odkrycie, Torp! W moim kosmosie zawiele miejsca zajmuje jaźń.
— Niezupełna to prawda! Czy to objawienie zawdzięczasz naukom moim, czy Nilghai’ego?
— Przyszło mi ni stąd ni zowąd, a zapisać je należy w zupełności na mój rachunek. Zawiele egoizmu... o, jeszcze jak zawiele! A teraz idę do roboty.
Przewrócił kilka niewykończonych szkiców, pobębnił palcami po świeżem płótnie, wyczyścił trzy pendzle, poszczuł Binkie’go na stojącego manekina, przetrząsnął z hałasem zbiór oręża i rynsztunków, a potem niespodzianie wyszedł z mieszkania, oznajmując, że dość się już napracował w dniu dzisiejszym.