Strona:Rudyard Kipling - Światło które zagasło.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Przynosi mi to... nader pożądane dolary — rzekł Dick, trzymając ręce w kieszeniach.
Torpenhow przyglądał mu się z nieopisaną wzgardą:
— Ba, myślałem, że to mężczyzna! — odezwał się. — Tymczasem to jeszcze dziecko.
— Nie, bynajmniej — rzekł Dick, zawracając corychlej z drogi. — Nie zdajesz sobie sprawy, czem jest stały dochód dla człowieka, który nigdy nie miewał za wiele pieniędzy. Niema rzeczy, która byłaby mi dostateczną zapłatą za pewne radości mego życia. Naprzykład na tym chińskim statku z nierogacizną, gdyśmy się żywili tylko chlebem i marmoladą, gdyż Ho-Wang nie chciał niczem lepszem nas poczęstować, a wszystko to czuć było świniną — chińską świniną... Za to pracowałem, znoiłem się i przymierałem głodem po całych miesiącach, rysując gorliwie kreskę po kresce. Teraz zaś skórom się dorwał do zarobku, chcę skorzystać zeń jak najwięcej, dopóki mi szczęście sprzyja. Niech płacą — oni się na niczem nie rozumieją.
— Czego Wasza Królewska Mość raczy żądać? Nie możesz palić więcej, jak obecnie; do picia nie czujesz ochoty; obżerasz się wprost potwornie, a ubierasz się pociemku, wedle swego widzimisię. Nie chciałeś kupić konia, gdym ci to radził swojego czasu, bo mówiłeś, że może okuleć, a zresztą, gdy wychodzisz na ulicę, bierzesz dorożkę. Nie jesteś też na tyle głupi, by przypuszczać, że teatry i wszystkie żywe istoty, które możesz kupić tu wokoło, są Życiem. Do jakich doczesnych celów potrzeba ci jeszcze mamony?
— Mam jej poddostatkiem, niech się święci jej złote serce! — rzekł Dick. — Kręci się ona wciąż koło mnie. Opatrzność Boża zsyła mi orzechy, póki jeszcze mam zęby do ich zgryzienia. Jeszczem nie znalazł orzecha,