Strona:Rudyard Kipling - Światło które zagasło.djvu/307

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

doktora, zgorszonego — jak tylko potrafi gorszyć się lekarz okrętowy — serdecznością, z jaką tu powitano Dicka. Dick był tą serdecznością zachwycony.
— Tutaj pamiętają mnie po upływie roku. Przez ten czas tam za morzem zapomniano o mnie. Madame, chciałbym z panią dłużej pogwarzyć, gdy pani znajdzie wolna chwilkę! Dobrze to wrócić znów w dawne strony.
Wieczorem madame wystawiła na dwór stolik kawiarniany z żelaznym blatem i usiadła przy nim obok Dicka; tymczasem dom cały poza ich plecami napełniał się wrzawą, wesołością, pogróżkami i przekleństwami. Gwiazdy wschodziły na niebie, a koło przyczółka Kanału migotały światełka okrętów stojących w przystani.
— Juści. Wojna popiera handel, mój przyjacielu; ale skądeś ty się wziął tutaj? Myśmy o tobie nie zapomnieli.
— Bawiłem w Anglji i tam utraciłem wzrok.
— Ale najpierw zdobyłeś sobie wielką sławę. Słyszeliśmy o niej tutaj... nawet tutaj... i ja i Binat. Tak często malowałeś głowę Żółtej ’Tiny i tak pięknie, że ’Tina (ona jeszcze żyje) śmiała się do rozpuku, gdy poczta przywoziła nam czasopisma. Zawsze w tych rysunkach było coś takiego, co umieliśmy poznać od pierwszego spojrzenia. Pozatem płynęła do ciebie sława... i pieniądze.
— Nie jestem biedny... zapłacę pani sowicie.
— Nie przyjmę pieniędzy. Zapłaciłeś mi za wszystko!
A pod nosem wymamrotała:
Mon Dieu, taki młody, a już ślepy! Okropność! Dick nie mógł widzieć jej twarzy z malującem się na niej współczuciem, jak niemniej i własnego czoła z posiwiałemi już włosami na skroniach. Nie potrzeba mu było współczucia; całem jego pragnieniem było dostać się raz jeszcze na front. Zwierzył się z tem przyjaciółce.