Strona:Rudyard Kipling - Światło które zagasło.djvu/249

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Pani pozwoli, że się przedstawię — mówił przybysz, gdy tymczasem jego rumak rzucał się w susach, wzniecając białe tumany oślepiającego kurzu. — Nazywam się Torpenhow. Dick Heldar jest moim najlepszym przyjacielem i oto... oto... przystępując wprost do rzeczy, powiem, że Dick oślepł.
— Oślepł! — powtórzyła Maisie bezmyślnie. — Nie! on miałby być ślepy! To niemożliwe!
— Zaniewidział zupełnie już bezmała od dwóch miesięcy.
Maisie podniosła twarzyczkę, która była perłowej bladości.
— Nie! Nie! nie zaniewidział! Nie zgodzę się, by on miał być ślepy!
— Czy pani nie zechciałaby się o tem przekonać na własne oczy? — zapytał Torpenhow.
— Teraz... zaraz?
— Ależ nie! Pociąg paryski przejeżdża przez tę miejscowość dopiero o ósmej wieczorem. Czasu będzie dość.
— Czy to pan Heldar przysłał pana do mnie?
— O nie, bynajmniej! Dick nie zrobiłby czegoś podobnego. Teraz on po całych dniach przesiaduje w swej pracowni i wciąż obraca w rękach jakieś listy, których odczytać nie może, bo jest ślepy. To jedyne jego zajęcie!
Z pod kapelusza słomkowego ozwało się stłumione westchnienie. Maisie pochyliła głowę i weszła do domku, gdzie na sofie leżała rudowłosa dziewczyna, użalając się na ból głowy.
— Dick oślepł! — przemówiła Maisie, łapiąc dech pośpiesznie i szukając oparcia przy poręczy krzesła. — Mój Dick oślepł!
— Co? — krzyknęła ruda pannica, zrywając się z sofy.