Strona:Rudyard Kipling - Światło które zagasło.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

luty, więc Dick miał uczucie, iż nadużywano jego cierpliwości. Maisie tak się krzątała, ogołacając małe mieszkanko i pakując swe płótna, że nie miała czasu do namysłów. Dick pojechał do Dover i stracił tam cały dzień nad dręczącem rozmyślaniu o pewnej, dość dziwnej, możliwości: czy Maisie przed samem rozstaniem pozwoli mu na jednego całusa? Przychodziło mu na myśl, że mógłby przecie objąć ją silnem ramieniem i uprowadzić — wszak widywał, jak porywano kobiety w Sudanie południowym; ale Maisie nie dałaby się uprowadzić.Zwróciłaby nań swe siwe oczy i odezwałaby się do niego:
— Dicku, jakiż z ciebie samolub!
A wtedy opuściłaby go odwaga. Koniec końców, lepiej było prosić o tego całusa.
Nigdy widok Maisie nie kusił go tak do pocałunków, jak wtedy, gdy wysiadała z nocnego pociągu pocztowego na platformę przewiewnej przystani, ubrana w szary płaszcz nieprzemakalny i małą czapeczkę sukienną, używaną w podróży. Rudowłosa dziewczyna nie była tak powabna. Zielone jej oczy jakby wpadły głębiej, wargi miała spieczone. Dick dopatrzył przeniesienia bagaży na pokład, poczem podszedł do Maisie, stojącej w ciemności tuż koło pomostu. Pakunki pocztowe padały z łoskotem do składowni, a rudowłosa dziewczyna nie spuszczała ich z oka.
— Będziecie miały niemiłą jazdę — ozwał się Dick. — Wiatr wieje z boku... Sądzę, że wolno mi będzie pojechać do ciebie w odwiedziny?
— Nie, nie rób tego. Będę bardzo zajęta. Zresztą, gdybyś mi był w czem potrzebny, to cię zawezwę. Ale wpiszę do ciebie z Vitry sur Marne. Będę miała moc takich spraw, w których przydasz mi się swą radą. Och, Dicku, byłeś dla mnie tak dobry!... taki dobry!