Strona:Rozmaitości i powiastki Jana Lama.pdf/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

puściłem, ale o kierunku, w którym szedłem, miałem, tyle wyobrażenia, ile go ma nasza delegacja o kierunku swojej polityki. Wtem nadchodzi kupka wesołych ludzi, ze śpiewem i hałasem.
— Moi panowie — pytam ich — jeżeli wolno zapytać: gdzie tu jest hotel pod Zielonym Tulipanem?
— Przy Szerokiej ulicy, naprzeciw cytadeli — woła jeden.
— Nie, nie panie — powtarza drugi — tam okropnie obdzierają, niech pan idzie przez Chorążczyznę koło Panny Marji Śnieżnej, a potem na lewo, Halickiem, aż pan wyjdzie koło Kisielki.
— Fe, Gapciu — odzywa się jakiś trzeci głos, bardzo poważny, tylko że zamiast r wymawiał wszędzie g i cedził bardzo powoli — Gapciu, miej gozum! Niech pan przejdzie na pgawo, zagaz dguga bgama! O, ja pana zapgowadzę!
I poczciwy człowieczysko wziął mię pod rękę i zaprowadził pod samą bramę, za co mu serdecznie podziękowałem. Gdy hałaśliwe towarzystwo oddaliło się nieco, przytuliłem się do bramy, aby przypadkiem stróż nie spostrzegł, że jestem bez kapelusza, i zadzwoniłem. Wyszedł wcale prędko, a ja w pospiechu, zamiast czterech centów, wsunąłem mu cztery szóstki, które poznał pewnie po brzęku, bo chciał mi świecić na schody. Wyprosiłem się od tej attencji i sam po omacku znalazłem schody. Pamiętałem dobrze położenie mojego numeru: na pierwszem piętrze, z galerji, drugie drzwi na prawo, potem dość duży przedpokój, a z niego drzwi wprost do mojego pokoju. Idę powoli, na palcach, aby nie zbudzić kogo z sąsiadów i nie narazić się na to, że wyjdzie kto z świecą. Mimo wszelkiej ostrożności, zawadzam o coś i coś przewracam, ale nareszcie trafiam do drzwi i wcho-