Strona:Rozmaitości i powiastki Jana Lama.pdf/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie pokażę się w Kalnowie, ani w żadnem miejscu gdzie będą panny. Na ówczas jednak nie zostawało mi nic, jak albo pójść do wójta i dać się zawieźć do becyrku, a ztamtąd do Igławy, albo znosić z rezygnacją i pokorą wszystkie zasłużone i niezasłużone pociski, które co chwila na mnie spadały. Chcąc atoli przynajmniej z kimś trzecim jeszcze podzielać moję niedolę, zapytałem, czy pan Plantagenet nie będzie także należał do naszego towarzystwa. Niestety! lepiej mi było zaczepić sotnię Dońców, albo dać się zaamnestjonować na śmierć jakiemu policmajstrowi, niż poruszyć taką kwestję. Piorunujące spojrzenie, które mi miało służyć za odpowiedź, było tylko zapowiedzią dalszych kroków nieprzyjacielskich — od tej chwili w oczach panny Wandy zasługiwałem już chyba tylko na powieszenie i nigdy w życiu nie miałem i nie będę miał zaciętszej nieprzyjaciółki.
Okropna ta prawda stanęła mi już wtenczas jasno przed oczyma, a dalsze doświadczenie pokazało mi tylko srogie jej konsekwencje. Widocznie trzy czy cztery dni pobytu w Kalnowie, wystarczyły były panu Henrykowi, jeżeli nie do zupełnego zdobycia niepokonanej dotychczas — twierdzy, to przynajmniej do zajęcia głównych jej punktów obronnych.
Zamyśliwszy się nieco nad tym fenomenem, zmuszony byłem w głębi ducha złożyć hołd zdolnościom tego niepospolitego wojownika. Nie mogłem pojąć, jakie były właściwe powody tego niesłychanego powodzenia, i dotychczas jeszcze dobrze ich nie rozumiem.
Pan Henryk liczył lat trzydzieści kilka, był słuszny, silnie zbudowany, rysy twarzy miał takie jak wszyscy, a wykształcenie wcale nie nadzwyczajne — jednę tylko rzecz umiał lepiej niż inni, to jest, potrafił się zawsze przedstawić w jak najkorzystniejszem świetle, skoro nie