Strona:Romuald Minkiewicz - U wiecznych wrót tęsknicy.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kręgi jasności,
rozświetlającej ten ponury świat.
Idą —
śpiewają —
cóż one śpiewać mogą?
Cicho!
Czemu wy na mnie idziecie?
Wy, białe, niewinne duchy! —
Jam go w ranną wiodła zorzę,
by jaśniał, jak ona —
Pochłoń mnie ciemna przepaści!
Lub wy przepadnijcie,
wy niewiniątka!
Sza!
Ktoś mię potrącił w ramię!
To kamień w przepaść spadł!
Sza! to ta gałąź oliwna,
na której wisi mój stryczek!
To liść jej się ruszył!
Któżby się trwożył
szelestu śmierci,
która mu gryzie wynędzniałą duszę?
Któżby się lękał kamienia,
spadającego w czarną, głuchą przepaść!?«

Serce to, nieustannie, dnia każdego zdrady na sobie i duszy popełniające — wołać musi do świata całego:

»Wszyscyśmy zdrajcy!
Człek człowiekowi jest równy —