Strona:Romuald Minkiewicz - U wiecznych wrót tęsknicy.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Księżyc się zajął
i w mgnieniu oka wyrósłszy
w ogromną kulę ognistą,
zaczyna rwać się w kawały
i płomiennemi wali się bryłami
na cielska płonących gór,
na popiół smreków spalonych.
Płoną jeziora,
sto wód się pali
i tysiąc dróg!
Z rozszalałego wnętrza ziemi
ogniem buchają wulkany,
gwiazd miliony tną błyskawicami
spieniony potop płomieni
i z hukiem
giną w czeluściach czerwonych...«

(Moja pieśń wieczorna).

I w tej straszliwej pożodze wszechbytu, na wołanie serca człowieczego, męką wzrosłego w bezmiary, świat cały się kaja, — kaja się i głosem nieukojonego żalu i skruchy spowiada się ze wszystkich grzechów i zbrodni, ze wszystkich win najstraszniejszych i zdrad przeohydnych... bowiem to serce człowiecze wszystkie je w sobie zmieściło, acz w tej godzinie konania stało się czyste, jak w kwiecie dzikiej róży błyszcząca kropla rosy porannej.
Bo serce to jedno się stało z sercem wszechbytu, utożsamiło się z niem w śmiertelnym bólu,

»który sam jeden
wszechmocny posiada głos,