Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zrazu niebardzo słuchali. Wykrzykiwali rosyjskie imiona. Imię małego bohatera, zwłaszcza budziło ich wesołość, wyuzdaną wprost. Potem, zwolna rój pszczół osiadł na gałęzi. Milczą i ciszą gadatliwych. Jeden tylko, który za każdem powtórzeniem tego imienia nadyma policzki, pozostaje do końca w tępocie. Inni są zainteresowani. Gdy skończyła, niektórzy ziewają. Inni wetują sobie chwilową nieruchomość żywemi gestami i hałasowaniem. Są też tacy, których to żenuje, niezadowala i ci udając znawców, szydzą:
— Rosjanie... to szelmy!...
Inni, nie mogąc się wysłowić, powtarzają:
— To coś niesłychanego...
Kilku nie mówi nic. Doznali wrażenia. Ale jakiego i jak trwałego? Trudno to określić. Nie możnaby im dobyć jednego słowa z pod serca.
Anetka nie spuszcza z oka jednego ze słuchaczy, szczupłego blondynka o długim nosie, delikatnych rysach, gładko zaczesanego, o wąskiej piersi, który pokaszliwa i patrzy w bok. Jest inteligentny, nieśmiały i niezbyt szczery, jak to bywa u dzieci, które wiedzą, że są słabe i nie chcą się zwierzać. Anetka wyczuwa drgnienia jego duszy. Gdy wśród czytania podniosła oczy, napotkała przygnębione spojrzenie dziecka, które ukryło co prędzej nos w papierach. Ten malec zdolny jest czasem myśleć o cierpieniu, gdyż sam chorowity i nerwowy. Egoizm bywa często kluczem litości. Ten kto cierpi sam, ma szanse odczuwania cierpienia innych.
Anetka zatrzymuje go po lekcji. Pyta, czy kocha Pietję, małego braciszka. Stoi zarumieniony i zakłopotany. Ona wyczarowuje przed nim na nowo obraz ostatniej nocy dziecka-poety. Jakże pięknem było życie, tak potężne, a kruche zarazem! Życie, które istnieć mogło, a istnieć nie będzie!... Czy zrozumiał?

61